Prolog

Prolog

czwartek, 22 maja 2014

ROZDZIAŁ DRUGI cz.1

Gdy się budzę czuję, że nogi wystają mi poza łóżko. No tak… Dziś mam już 12 lat. Urosłem. Ciekawe jak zmieniła się Anna. Czy jest jeszcze piękniejsza niż wczoraj? Czy Mark urósł? Spoglądam na zegarek. Jest godzina ósma. To znaczy, że już za pół godziny mam lekcje. Dziś będą nas uczyć matematyki, fizyki, biologii, geografii i chemii. Podobno matematyka jest bardzo ciekawa. Nie rozmyślam nad tym za długo, bo słyszę głos mamy.
- Mike idziemy do szkoły!
- Dobrze, już idę – krzyczę, po czym zbiegam po schodach głośno tupiąc. – Dziś też mnie odprowadzasz?
- Tak.
- Dlaczego? Przecież do szkoły jest bardzo blisko.
- Dlatego, że… Nie muszę się tobie tłumaczyć - odpowiada mama. Wiem, że nie ma sensu dalej wypytywać, więc podnoszę swój plecak z podłogi, spoglądam ze złością na mamę i wychodzę z domu trzaskając drzwiami. Dziwne, bo wcześniej się tak nie zachowywałem. To pewnie przez dojrzewanie. Odchodzę zaledwie kilka kroków, gdy dogania mnie mama. Nie jest zadowolona. Na jej twarzy widzę zdziwienie i lekki strach. W sumie ja też jestem zdziwiony. Nie chciałem trzaskać drzwiami ani patrzeć ze złością na mamę. To działo się jakby samo. Dziwne… No cóż, muszę dodać kolejny punkt do listy rzeczy, których nie rozumiem.
Kiedy pokonujemy z mamą krótką trasę dom – szkoła, myślę o zdarzeniach wczorajszego dnia. Rozmowa mojego ojca z tym Człowiekiem już wtedy wydawała mi się dziwna. Bunty? Zamieszki? Coś mi tu nie pasuje. Nadal słabo to rozumiem, ale wnioskuję, że mogło dojść do jakichś konfliktów między Nami i Ludźmi. Tylko co ma wspólnego z tym wszystkim mój tata? Rozumiem wczorajsze zdenerwowanie mamy. Ten facet na pewno nie przyszedł do nas na herbatkę. I te ich podniesione głosy. Pierwszy raz słyszałem tatę krzyczącego. A może wcale nie krzyczał? Może mi się to śniło? Jedyne co wiem, to fakt, że Człowiek wyszedł od nas późno w nocy, kiedy ja już spałem. Biedny tata, nie mógł się spokojnie starzeć. W naszym gatunku jest bowiem pewna specjalność – musimy spać dokładnie 8 godzin i tylko w porze nocnej. W dzień nie potrafimy spać. Jeśli ktoś – tak jak mój tato wczoraj – śpi krócej, to jego dojrzewanie, bądź starzenie się jest bolesne. Im krócej śpisz, tym bardziej cię boli, proste. Zauważam, że jesteśmy już blisko szkoły. Pośpiesznie żegnam się z mamą i wbiegam do budynku. Skąd we mnie tyle energii? A, no tak, dojrzewanie.
- Hej! – słyszę głos Marka.
- O, cześć Mark! – odpowiadam. – Gdzie Anna?
- Zaczęła dziś wcześniej zajęcia. Co masz pierwsze?
- Matmę.
- Ja też! Idziemy? – Mark się uśmiecha. Nie odpowiadam, tylko odwzajemniam uśmiech i razem ruszamy w stronę sali matematycznej. Nie przechodzimy nawet kilku kroków i zauważamy… Co? Znowu Człowiek?! Zazwyczaj w naszym mieście Ludzie są tylko tematem rozmów, ale nie pojawiają się tu. Prawie żadne z nas nie widzi Człowieka w ciągu całego swojego życia, a ja widzę go już drugi raz. Coś jest nie tak. Co jeszcze dziwniejsze – nie jest to ten sam facet, który był u mnie w domu. Dwóch Ludzi w naszym mieście? Spoglądam na Marka. Po jego minie wnioskuję, że dobrze wie, iż widzi Człowieka. Też go wyczuł. Pośpiesznym krokiem oddalamy się od mężczyzny. Do sali matematycznej docieramy biegiem. Żaden z nas się nie odzywa, ale wiem, że myślimy o tym samym. Coś jest zdecydowanie nie tak.
- O! Jesteście już! – Słyszę donośny męski głos. - Spóźniliście się!
- Przepraszamy. Wie pan może, co robi w naszej szkole Człowiek? – pyta prosto z mostu Mark.
- Co? On… To znaczy – jąka się. – Nie wasza sprawa, dzieciaki! Chociaż – pan Fergus dodaje w zamyśleniu - pewnie wkrótce sami byście się dowiedzieli. Nie jest dobrze w naszym świecie, oj nie jest dobrze. Ludzie są, jakby to powiedzieć, znacznie bardziej nachalni niż kiedyś. Władza stara się to zataić, ale ostatnio w mieście wybuchają zamieszki. Ludzie atakują naszych. Kradną nam strzykawki z żywnością. Chyba wiedzą, co szykuje dla nich nasz rząd. Boją się, więc starają się zastraszyć też nas. Wiecie co, chłopcy? Przyjdźcie do mnie jutro po lekcjach. Ja będę wtedy starszy, wy będziecie starsi. Wszyscy będziemy lepiej rozumieć sytuację. Mój adres znajdziecie u dyrektora. Tylko nikomu ani słowa! Rodzicom powiedzcie, że idziecie po dodatkową wiedzę. A teraz, zapraszam na zajęcia – oznajmia nauczyciel poczym odwraca się na pięcie i wchodzi do klasy. Spoglądam na Marka. Chłopak wyraźnie się boi. Właściwie ja też się boję. Nie wiem co o tym wszystkim sądzić. Nie mam czasu się nad tym dłużej zastanawiać, ponieważ pan Fergus zaczyna już omawiać podstawy matmy.
            Kolejne lekcje mijają mi bardzo szybko. Nie mogę się doczekać pory posiłku, ponieważ chcę chociaż na chwilę zobaczyć moich przyjaciół. Gdy tylko lekcja geografii się kończy, biegnę do stołówki. Od razu dostrzegam burzę prześlicznych blond włosów Anny. Jest troszkę wyższa niż wczoraj, włosy ma znacznie dłuższe. To dziwne – u Marka nie zauważyłem takich zmian. Nie urósł ani też się nie skurczył. Włosy też jakoś mu nie urosły.
- Hej Mike – mówi Anna. – Zmieniłeś się od wczoraj.
- Poważnie? Jakoś nic nie zauważyłem – odpowiadam. Dopiero w tej chwili uświadamiam sobie, że przez Annę totalnie zapomniałem o tym, co powiedział mi Fergus. Dlaczego ona tak na mnie działa? Miłość?
- Anno. Chcieliśmy ci z Mikiem coś powiedzieć – oznajmia Mark. Spoglądam na niego ze zdziwieniem. Przecież nikomu mieliśmy o tym nie mówić. Chociaż właściwie ja też się nad tym zastanawiałem. Myślę, że jedyną oprócz Marka i pana Fergusa osobą, z którą chciałbym porozmawiać o dzisiejszym zdarzeniu jest właśnie Anna. Dlatego zamiast się odzywać tylko zgodnie kiwam głową.
- Wow, Mark, co tak oficjalnie? To o czym chcieliście pogadać? – żartobliwie odpowiada mu dziewczyna.
- To na pewno nie jest temat, o którym można rozmawiać na szkolnej stołówce. Idziemy dziś na lody, jak wczoraj? Tam będziemy mogli spokojnie porozmawiać – mówi chłopak.

- Okej – odpowiadamy razem z Anną, ona z wielką radością. Ja natomiast znów się zamyślam. Od myśli odrywa mnie Mark, który szturcha mnie w ramię.
- To do zobaczenia, stary – mówi, po czym 
dostajemy zastrzyki i rozchodzimy się do sal. Została mi już tylko chemia.

środa, 14 maja 2014

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Z tego co mówią minęły trzy dni. Oznacza to, że mam dziewięć lat. Potrafię już czytać, rysować i mówić. Moja mama żyje już dwunasty dzień, czyli ma trzydzieści sześć lat. Tata ma ich czterdzieści dwa. Jestem ich jedynym synem. Dziś pierwszy dzień szkoły.
- Mike! Chodź, bo się spóźnisz. – Mama odrywa mnie od myśli.
- Już idę. Tylko muszę się spakować. – odpowiadam. Szybkim ruchem wrzucam książki do plecaka i zbiegam na dół do mamy.
Szkoła to trzypiętrowy budynek, ogrodzony zieloną siatką. Na zewnątrz nie wygląda zbyt pięknie, ale w środku jest wręcz cudownie. Na każdej ścianie namalowane są barwne kwiaty, a sufity wyglądają jak bezchmurne niebo w południe. Znajduje się ona kilkadziesiąt metrów od naszego domu, ale mama mnie odprowadza. Nic mi nie mówi, ale widać, że czegoś się obawia. Niestety nie chce powiedzieć czego.
Dziś dzień nauki języków. Na języku angielskim oprócz mówienia uczę się również pisania, czyli ortografii, interpunkcji itp. Następny jest język polski, który idzie mi znakomicie. Mam długą przerwę, więc schodzę na stołówkę, aby coś zjeść. Jedzenie u nas wygląda tak, że po prostu wstrzykujemy sobie dzienną dawkę pożywienia. Codziennie o dwunastej każdy z nas powinien wstrzyknąć sobie do żył substancję zwaną jedzeniem.
- Hej, jestem Mark, a to Anna – Odzywa się nagle stojący za mną niewysoki rudy chłopak, jednocześnie wskazując ręką na piękną niebieskooką blondynkę.
- Cześć. Jestem Mike – Odpowiadam niepewnie.
- Jak pierwszy dzień w szkole? – Pyta Anna.
- Całkiem dobrze. A u was? – Próbuję kontynuować rozmowę. Niestety, nie dostaję odpowiedzi, gdyż nadeszła pora na zastrzyk. Przygotowuję się na potworny ból, jaki czułem wczoraj, lecz ten się nie pojawia. Po chwili uświadamiam sobie, że z dnia na dzień moja skóra staje się twardsza i odporniejsza na ukłucia.
- Widzimy się po szkole przed bramą, Mike. – Słyszę, kiedy jakaś starsza pani odprowadza mnie do sali od niemieckiego. Z tym językiem idzie mi trochę gorzej niż z angielskim, ale jakoś daję radę. Gdy kończymy, nauczycielka prowadzi mnie wprost to sali od rosyjskiego. W porównaniu do innych języków rosyjski to męka. Nauczyłem się alfabetu, ale mówienie idzie mi tragicznie.  Nauczyciel mówi, że z czasem się nauczę. Podobno ludzie uczą się tego przez kilka lat.
Gdy tylko opuszczam budynek, dostrzegam moich nowych znajomych - Annę i Marka.
- Wybieramy się na lody. Idziesz z nami? – Pyta Mark. Wiem, że za dziesięć minut mam być w domu, ale coś mi mówi, że powinienem z nimi iść.
- Jasne, byle nie za długo, bo mama będzie się denerwować. – Odpowiadam w miarę pewnym tonem. Nasze miasteczko nie jest duże, więc do lodziarni docieramy po pięciu minutach. Gdy Mark odchodzi, by zamówić dla nas lody, postanawiam bardziej poznać Annę. Gdy tylko ją ujrzałem spodobała mi się, lecz mama mówiła, że miłość występuję dopiero w wieku piętnastu lat.
- Więc… Ile masz lat? – Pytam starając się być wyluzowanym, niestety bezskutecznie.
- Dziewięć, a Ty? – Odpowiada Anna swoim pięknym i melodyjnym jak śpiew ptaków głosem.
Ja też. – Mówię. Dalsza rozmowa przebiega w nadzwyczaj luźnej atmosferze. Dowiaduję się, że dziewczyna nie ma rodzeństwa, jej mama pracuje w naszej szkole, a tata jest żołnierzem. Po chwili dołącza do nas Mark. Przez kilka minut siedzimy w ciszy i jemy lody, gdy do lodziarni wchodzi dwóch mężczyzn. Postanawiam przysłuchać się ich rozmowie.
- Wiedziałeś, że jakiś człowiek przybył wczoraj do naszego miasteczka? – Pyta jeden z nich.
- Coś słyszałem. Podobno to jakiś urzędnik czy coś w tym stylu. – Odpowiada drugi. Ta rozmowa mnie nie dziwi, ponieważ Ludzie są tutaj jednym z głównych tematów.  Spoglądam na zegarek i widzę, że pół godziny temu miałem być w domu.
- Przepraszam, ale muszę już lecieć. Miło mi było was poznać. – Oświadczam.
 - Nam również. Do zobaczenia jutro na stołówce. – Mówi Mark. Pospiesznym krokiem ruszam w kierunku domu. Myślę, o rozmowie tych dwóch facetów z lodziarni. Czy to przez tego człowieka mama była dziś rano tak zaniepokojona? Nie rozumiem tego wszystkiego. Może jestem jeszcze za młody? Pomyślę o tym jutro.
Gdy otwieram drzwi domu, rozglądam się po korytarzu. Spodziewałem się zniecierpliwionej mamy i ojca marszczącego brwi. Widzę natomiast mamę, która siedzi na kanapie w salonie i nerwowo stuka palcami o stolik naprzeciw niej. Z drugiej części pokoju dobiegają dźwięki przypominające rozmowę dwóch mężczyzn. Jeden głos rozpoznaję – to mój tata. Drugiego jednak nie słyszałem nigdy wcześniej. Gdy wchodzę do salonu, dostrzegam go. To Człowiek. Ten, o którym rozmawiali mężczyźni w lodziarni. Ma na sobie granatowy garnitur. Rozmawia o czymś z tatą. Nie jestem pewny o czym, ale słyszę, jak mówi coś o pokoju i zamieszkach. Nadal nic z tego nie rozumiem. Mama wyprowadza mnie z salonu i ciągnie na górę do mojej sypialni i rozmawia ze mną o pierwszym dniu w szkole. Gdy wychodzi orientuję się, że jest już późny wieczór. Pośpiesznie zakładam piżamę. Ludzie podobno muszą się przed tym umyć. Na szczęście my nie mamy tego problemu. Kiedy kładę się spać nadal myślę o dziwnych zdarzeniach dzisiejszego dnia...